I stało się. Sprawa naszej motolotni trafiła do wenezuelskiego MSZ, który ma uznać, czy nasza wyprawa ma charakter turystyczny, czy zarobkowy.
Nie trafiają do nich argumenty, ze nasz działalność przyczyni się do lepszego poznania Wenezueli – flory, fauny, oznaczenia nowych gatunków roślin. Maniana to maniana. Gra toczy się teraz o te nieszczęsne dolary, które mamy zapłacić.

Jeżeli wszystko będzie OK, jeszcze dzisiaj ruszymy do Caicara de Orinoco. Autobus odjeżdża o 18.00, sprzęt pojedzie ciężarówką. Rozważamy także możliwość wyjazdu bez sprzętu – w przypadku gdyby nie udało się wyciągnąć dzisiaj motolotni. Zobaczymy jak będzie.

Obiecałem słów kilka o Caracas. W mieście oficjalnie mieszka ok. 4.5 mln osób, nieoficjalnie liczbę mieszkańców szacuje się na 8 – 9 mln. I nie wydaje się to wcale przesadzone: okoliczne wzgórza to jeden wielki zlepek domów, domków, zadaszeń, usytuowanych na stoku, jeden obok drugiego i nad trzecim. Wyobraźcie sobie wielka górę, której w zasadzie nie widać – jej zarys stanowią domy mieszkalne… Niesamowite wrażenie robi to w nocy, kiedy każdy domek świeci własnym światłem żarówki nie ubranej w żaden klosz. Setki tysięcy pojedynczych świateł!

Po mieście poruszamy się głównie taksówkami, i to bynajmniej nie z rozpasania, ale ze względu na niski koszt takiej podróży. Litr paliwa kosztuje “niebotyczną” kwotę 70 boliviarow czyli dwadzieścia groszy. W głowie nam się nie mieści – kiedy wracając znad morza kierowca busa zatankował pełny bak, 80 litrów i zapłacił ok. 4 dolarów, nie mogliśmy w to uwierzyć…

Paliwo jest więc tańsze od wody, dlatego mieszkańcom o wiele bardziej opłaca się kupić za kilkaset dolarów samochód i nim się poruszać. Ulice pełne są zabytkowych chevroletów. Ogromne krążowniki szos dumie suną po zatłoczonych ulicach miasta. Chociaż czasy świetności maja już dawno za sobą, cieszą oko takich jak my, turystów. Rzadko kiedy zachowały fabryczny lakier, często widać na nich ślady stłuczek czy tez niegroźnych obtarć. W środku na pasażerów czekają szerokie tapczany, z przodu mieści się trzy osoby, z tyłu przynajmniej trzy. Jazda takim samochodem to dla nas nie lada frajda. Staramy się unikach daewoo, fiatów i innych współczesnych aut.

Skąd chevrolety wzięły się w Wenezueli? Po części z tego samego powodu co garbusy w Meksyku – kiedyś składano je tutaj. Ponadto wiele tych aut odbyło podróż z USA i w końcu wylądowało na wenezuelskiej ziemi. W opinii miejscowych kierowców są to auta niezawodne.

pozdrawiam i do przeczytania, Piotrek Trybalski

Close
Go top