Afryka żyje. I to jak!
Jest, mam, leży przede mną. Właśnie ją wypakowałem z folii. Pachnie farbą, lśni pięknym drukiem.
Przerzuciłem kilka stron, zobaczyłem czerń skóry, błękit nieba, kurz, słońce. Poczułem zapach Sahary i ryb w porcie w Mopti. Wspomnienia to chyba najgorsza rzecz jaka może spotkać osobę, która tak mocno żyje przeszłością.
Dziś nie oglądam, nie mam czasu, niestety. Nie znajdę też go ani jutro, może pojutrze, wieczorem. W łóżku, na spokojnie. To opasłe tomisko, z ponad 200 fotografiami. Kupię sobie weissbiera i będę oglądał, oglądał, oglądał.
Chciałbym tam wrócić. Chociażby dziś. Ale wzywa wschód – środek Azji, jurty, śpiew alikwotowy i polskie wioski. Naadam i gonitwy na koniach. Zapasy i przestrzeń, która jest moim największym narkotykiem.
Ps. zdjęcia będą, obiecuje, już niedługo, w grudniu. I będą regularnie.
Tymczasem trochę mojej Afryki.