Kiedy przemierzaliśmy 700 km Oodnadatta Track, wydawało nam się, że to najgorętszy fragment Australii na naszej trasie. Tak naprawdę sięgające 35 stopni C temperatury były preludium do tego co miało nas czekać na szlaku Strzeleckiego.
W osadzie Lyndhurst zatankowaliśmy paliwo oraz wodę i skręciliśmy na północny wschód, na 400 km długości szlak. Początkowo krajobraz przypominał Oodnadatte, jednak po kilkudziesięciu km trasa biegła już pustynnym, mocno kamienistym terenem, jak okiem sięgnąć w zachodzącym słońcu lśniły czarne, drobne kamyki; surowość krajobrazu dorównała tej z okolic Jeziora Eyre, w którego niecce cały czas znajdowaliśmy się. Na południowo wschodnim horyzoncie rysowały się wierzchołki Flinders Ranges. Po kilkudziesięciu kilometrach trasy Ptaszek pochwalił się przez radio złapaną gumą – jeden z kamieni na trasie spowodował sporych rozmiarów wyrwę w oponie.
O poranku, na pniu drzewa w Strzelecki Creek zamontowaliśmy pamiątkową tabliczkę i ruszyliśmy dalej. Zapowiadał się kolejny, słoneczny i bardzo gorący dzień. W zamiarze mieliśmy dotrzeć do Innamincka – słynnej outbackowej miejscowości (12 mieszkańców), położonej powyżej koryta Cooper Creek. Droga zamieniła się w trakt, biegnący sypkim, nieutwardzonym piaskiem. Od czasu do czasu dookoła poławiały się kikuty spalonych krzewów i pojedynczych drzew. Było potwornie gorąco, a bulldustskutecznie zniechęcał do otwierania okien. Kiedy, po 5 godzinach jazdy na horyzoncie pojawiło się niewielkie wzgórze na nim zabudowania cieszyliśmy się, że za parę chwil będziemy mogli dostać świeżej, zimnej wody. Termometr wskazywał 44 stopnie w cieniu, powietrze było absolutnie suche, wiał gorący wiatr. Kiedy parkowaliśmy w osadzie doszło do zdarzenia, które mogło zasadniczo zmienić losy naszej wyprawy – nie wiedzieć dlaczego (może to upał?) fragment instalacji elektrycznej w samochodzie Ptaszka zaczął się tlić i zapłonął. Zdecydowana ingerencja Marka – wyrwał kable z obwodu elektrycznego – załatwiła sprawę, jednak adrenalina skoczyła chyba każdemu z nas.
Z Innamincka udaliśmy się do miejsc związanych z tragiczną historią wyprawy Burka i Willsa z lat 50. XIX w. – pierwszych ludzi, którzy pieszo, w towarzystwie wielbłądów i koni przeszli Australię z południa na północ, udowadniając, że w głębi kontynentu nie ma morza – a tak wówczas uważano – oraz, że wnętrze kraju tak na prawdę jest wielką, gorącą pustynią. W wyniku splotu okoliczności, niedaleko Innamincka Burke, Wills, Gray i King zostali pozostawieni na pastwę losu przez swoich towarzyszy. Z niewielka ilością jedzenia, które wkrótce się skończyło, bez zwierząt transportowych czekali wiele miesięcy na łasce plemion aborygeńskich na pomoc. Przeżył tylko King – pozostali towarzysze zmarli z głodu i wycieńczenia.
Nasz kolejny obóz rozbiliśmy nad Cooper Creek, kilkaset metrów obok słynnego Dig Tree, gdzie na pomoc czekali ci nieszczęśnicy. Pod Dig Tree zakończył się Strzelecki Track i outbackowy etap naszej podróży przez Australię. Na licznikach samochodów zawitała magiczna liczba 7 000 km. Przed nami jeszcze ponad 5 000 km.