Nasze ambitne plany dotarcia do niezbadanego jeszcze tepui storpedowała wenezuelska biurokracja, zwana potocznie manianą. Strata 2 tygodni na wyciągnięcie motolotni i jej odesłanie do Polski nie pozwoliła na realizację naszego projektu.
Kilku z nas (a szczególnie botanicy) miało tylko 3 tygodnie urlopu, więc nie mieliśmy szans na eksplorację źródłowych odcinków rzek Cuciveiro i Guaniamo, gdzie nasi specjaliści od map zaznaczyli 4 interesujące nas rejony. Zdecydowaliśmy się popłynąć jednak pirogami w górę rzeki Guaniamo, ponieważ pierwotnie planowana trasa – droga na południe od Caicara kończyła się w rejonie kopalni diamentów, co w tamtych warunkach oznaczało liczne kontrole Guardia National, kolejne dokumenty i zaświadczenia, pieczątki i odciski palców (już to przerabialiśmy w Caracas i podczas drogi do Caicara!
Kilka dni w pirogach i samodzielne organizowanie biwaków (rozkładanie namiotów, wieszanie hamaków i gotowanie) dało (szczególnie tym co pierwszy raz…) przedsmak tego, jak wygląda życie na wodzie. Niestety, niski stan wód uniemożliwił kontynuowanie rejsu. U ludzi, których spotkaliśmy nad rzeką widzieliśmy wielkie ryby, które oni łowią i sprzedają później w Caicara. Również Darek, zapalony wędkarz dał mały pokaz swoich możliwości. Na samym początku złowił jakieś monstrum – suma morokoto(podobno jeden z 300 gatunków sumów występujących w dorzeczu Orinoko). Na wszystkich zrobiło jednak wrażenie wrzucenie łba tej ryby do wody i wściekłe ataki piranii, które wżerały się w nią nawet po wyciągnięciu przynęty z wody! W tym rejonie występuje Pirania rioha, najbardziej drapieżna z tych ryb, charakteryzująca się krwistoczerwony podbrzuszem. Przyznać jednak należy, że ich mięso jest niezwykle delikatne i smaczne. Występowanie tych ryb nie znaczy, że zrezygnowaliśmy z codziennych kąpieli w rzece. Dawało to lekką ochłodę w naprawdę tropikalnym skwarze!
Na jednym z postojów botanicy dla treningu podjęli próbę wejścia na wysokie drzewo i zebrania z jego korony interesujących ich storczyków. Inna ekipa udała się na całodniowy rekonesans w góry. Niestety, pierwotna dżungla na tych terenach została prawie całkowicie wycięta, a to co z niej pozostało nie było zbyt interesujące. Porośnięty sawannową roślinnością i pocięty uprawami krajobraz był naprawdę smutny. Dowodem na złamanie równowagi biologicznej na tych terenach po wycięciu dżungli była gradacja milionów gąsienic jakiegoś szkodnika, które zżarły doszczętnie plantację papai…
Rzeka bardzo meandrowała i choć płynęliśmy z prędkością ok. 25 km/godz. Niewiele posuwaliśmy się w kierunku jej źródeł. Kiedy zadaliśmy sobie sprawę, że niski stan wód i brak czasu uniemożliwi dotarcie do jej źródłowego odcinka, postanowiliśmy zawrócić…
Na rozwidleniu rzek Cuciveiro i Guaniamo spotkaliśmy naszych kolegów, którzy w tym czasie zdołali przetransportować tu motolotnię. Postanowiliśmy sprawdzić jej możliwości i polatać.
Motolotnia potwierdziła swoją przydatność w tamtych warunkach! Lot tym lekkim urządzeniem startującym z wody dostarczył nam wszystkich niezapomnianych wrażeń. Sam start z wody jest dość szybki. Pilotowany przez Marka motolot szybko nabierał wysokości, pozwalając na wspaniałą obserwację terenu z wysokości kilkuset metrów. Brak osłon i owiewek powoduje, że pęd powietrza czuje się bezpośrednio. Wygodna pozycja pasażera za pilotem pozwala na kręcenie filmu i robienie zdjęć. W warunkach gdzie gorące powietrze powoduje zawirowanie i turbulencje, pilotowanie motolota nie jest łatwe. Nie da się ukryć, że większość z nas leciała takim urządzeniem pierwszy raz i co tu ukrywać, nie obyło się bez emocji… Szczególnie ciekawe miny mieli przewodnicy z naszych łodzi – szczęki naprawdę im opadły, kiedy na lot z Markiem zdecydowała się miła kobieta z niewielkiego domku nad rzeką !
Po wspólnej naradzie zadecydowaliśmy, że brak czasu uniemożliwi nam dotarcie w interesujący nas rejon. Była to przykra dla wszystkich ale jedynie słuszna decyzja. Postanowiliśmy wrócić do Caracas i podzielić na dwie grupy. Jedna miała udać się w rejon Gran Sabana i wejść na jedną z największych tepuis – Roraimę. Grupa botaników i zoologów zdecydowała się na wyjazd w Andy, gdzie mieli nadzieję wykorzystanie pozostałego czasu na zbadanie występujących tam endemicznych roślin i owadów.
Pomysłu eksploracji nieznanego nauce tepui nie zarzuciliśmy. Wróciliśmy cali i zdrowi z tysiącami zdjęć i filmami video. Udało się nam znaleźć ponad 100 gatunków storczyków i złowić ok. 1000 owadów. W Wenezueli spotkaliśmy ciekawych ludzi i nawiązaliśmy kontakty na przyszłość. Z dyrekcji Imaprques (Parków Narodowych w Caracas Michał otrzymał komplet dokumentów, niezbędnych do uzyskania zgody na badanie tepuis. Z pewnością tam jeszcze wrócimy, bogatsi o nasze doświadczenia z naszego pobytu…
Serdecznie dziękujemy Panu Pawłowi Woźnemu z Ambasady RP w Caracas za poświęcenie nam swojego czasu i cenną pomoc!
Maniana…